Wywiad z Panią Stanisławą z Julianowa

Pani Stanisława urodziła się w roku 1929



Dzień dobry Pani Stanisławo. Dziękuję, że zgodziła się Pani Przeprowadzić ze mną wywiad dotyczący Pani przeżyć podczas II wojny światowej Pani wspomnienia pomogą zobrazować i wyobrazić sobie tamte czasy wielu ludziom młodszego pokolenia. Zacznijmy od początku, ile miała Pani lat gdy wybuchła wojna? 

W czasie wybuchu wojny miałam niespełna 10 lat. Byłam jeszcze dzieckiem, które nie powinno zaznać takiego cierpienia. Dla mnie, jako dla małej dziewczynki, to co się działo było niepojęte. Nie do końca to rozumiałam i nie umiałam sobie wytłumaczyć dlaczego tak jest.

Z czym musiała się Pani spotykać na co dzień? Jakie problemy były Pani codziennością? 

Myślę, że warto wspomnieć o tym, że nie chodziłam do szkoły. Szkół nie było. Były zamknięte od samego początku. Tak samo jak i urzędy. Swój czas spędzałam w domu, z rodziną - mamą, tatą, babcią i trojgiem rodzeństwa. Co kilka dni chodziłam z mamą do pobliskiego sklepu z nadzieją znalezienia w nim jedzenia. To jednak graniczyło z cudem. Żywność ze sklepów niemal całkowicie zniknęła. Gdy jednak się pojawiała, często nie była zdatna do zjedzenia. Do chleba dodawano na przykład trocin. Musiałyśmy więc razem z moją świętej pamięci babcią gotować z tego, co mogłyśmy same wyhodować. Chleb piekłyśmy w każdą sobotę. Jedzenia nie wystarczało dla wszystkich, więc zazwyczaj chodziliśmy głodni, większość ludzi była wtedy wygłodzona. 

Jak było zaś z ubraniami? Istniał jakikolwiek dostęp do nich? 

Ubraniami dzieliliśmy się wszyscy. Gdy musiałam gdzieś pójść to ja brałam buty, gdy moje rodzeństwo gdzieś szło, oni je brali. Z ubraniami było podobnie, dzieliliśmy się jak tylko mogliśmy. Wszyscy byliśmy szczupli i wysocy, więc nie było problemu z dopasowaniem. Nosiłam ubrania po mojej starszej siostrze, a ona po mamie. Moja mama bardzo lubiła szyć, więc gdy tylko miała kawałek materiału tworzyła z niego coś dla nas, nigdy dla siebie. Kochała nas bezgranicznie. Miłość była warta więcej niż wszystko, więcej niż wszystkie ubrania. Wtedy nie patrzyło się na to, czy coś jest ładne, czy nie. Jeśli było zdatne do noszenia, zakładało się to bez namysłu. 

Mówiła Pani, ze nie chodziła do szkoły, ale czy uczyła się Pani w domu?

Jedyne czego uczyłam się to modlitw i czytania. Do pisania nie miałam cierpliwości i nigdy tego nie lubiłam, zawsze literki wychodziły mi koślawe. Nie miałam na to zbyt dużo czasu. Pamiętam każdy jeden wieczór spędzony z rodziną na wspólnej modlitwie. Zawsze staraliśmy się modlić razem, to było coś pięknego. Wspólne modlitwy dodawały otuchy, sił i odwagi. Dawały nadzieję na lepsze jutro. 

Czy wojna od początku zapowiadała się na tak okrutną? 

Po ogłoszeniu wojny w naszej miejscowości nie dało się początkowo tak tego odczuć. Życie biegło jak dawniej, z tym, że w ogromnym strachu. Bałam się wtedy wszystkiego. Powagę wojny zrozumiałam po pierwszym bombardowaniu. To co się wtedy stało, pamiętam jakby było wczoraj. Dzień zapowiadał się zwyczajnie, było całkiem ciepło. Mama kazała mojej starszej siostrze pójść po mleko do swojej kuzynki, która mieszkała pod lasem. Ja byłam wtedy w domu i pomagałam mamie w praniu, gdy nagle usłyszałyśmy huk. Wybiegłyśmy przerażone na dwór i ujrzałyśmy wielki dym przy lesie, przez który nie było nic widać. Słychać było płacz i krzyk ludzi, którzy bardzo szybko się zebrali. Po chwili pobiegłyśmy bliżej. Niemcy zaatakowali po raz pierwszy nasza wieś. Ranna została moja siostra, , podczas wybuchu straciła lewą nogę. To był straszny widok, pamiętam go do dziś. Do mojej siostry został od razu wezwany lekarz. Mieliśmy jednego lekarza w okolicy. Mówił, ze gdy wda się zakażenie to nie ma szans na przeżycie. Tak też się stało. Moja siostra zmarła dwa tygodnie później w ogromnej gorączce. Oprócz niej zginęło wtedy 5 osób. Niedługo po jej pogrzebie mój tata i brat zostali wzięci do wojska. 

Została więc Pani sama z mamą i babcią? 

Nie, został z nami jeszcze mój młodszy brat. Miał on wtedy 5 lat. Zmarł w 1941 . Było to zimą. Nie dziwota, że zachorował, było zimno, a my nie mieliśmy opału ani ciepłych ubrań. Nie było wtedy możliwości wezwania lekarza, a on nie zdołał tego przetrwać. 

Jeśli chodzi o Pani tatę i drugiego brata, czy miała Pani jakieś informacje o nich, gdy byli na froncie? Istniał z nimi jakiś kontakt? 

Informacji nie było żadnych. Żyłyśmy w niewiedzy modląc się codziennie o ich powrót. Niepewność była bardzo bolesna, człowiek budził się i zasypiał z myślą, że może ich nie być. Niczego nie dało się przewidzieć, niczego nie dało się dowiedzieć. Nie wiedziałyśmy nic. Jedyne co nam pozostawało to mieć nadzieję. 

Pani modlitwy zostały wysłuchane? Udało im się wrócić? 

Dzięki Bogu tak, wrócili obaj, choć mój brat stracił trzy palce u lewej ręki i bardzo słabo słyszał. . Nie chcieli nam nigdy opowiadać jak było w walkach, a my nigdy o to nie dopytywaliśmy. To były dla nich potworne, pełne cierpienia obrazy,więc musiałyśmy to uszanować i nie stwarzać im dodatkowych cierpień. Ja sama z siebie nie chciałam wiedzieć nic, te historie mnie przerażały, były dla mnie jak opowieści prosto z piekła. Ciężko pojąć jak ludzie ludziom mogli zrobić coś takiego. 

Przeżyła Pani bardzo wiele, jest Pani odważną kobietą, bohaterem i wzorem dla obecnych pokoleń. Odbiegając od tematu walk, chcę zapytać jak wyglądało życie uczuciowe, czy była Pani zakochana czy też nie myślała Pani o takich rzeczach? 

Owszem, byłam. Miałam 15 lat, gdy poznałam chłopca, przy którym traciłam dech w piersiach. To była moja pierwsza miłość. W dodatku odwzajemniona. Ktregoś dnia okazało się, że biorą go do wojska. Byłam przygnębiona, lecz wiedziałam, że taka jest kolej rzeczy. Obiecywał mi, że wróci i wtedy się pobierzemy. Wierzyłam w to, chciałam w to wierzyć. On jednak nie wrócił, zmarł dwa miesiące po swym wyjeździe. Nie chciałam być z nikim innym. Przysięgłam sobie, ze nie pokocham nikogo innego. Moje postanowienie zostało jednak naruszone rok później, gdy zostałam siłą wydana za mąż. Miałam 16 lat, gdy zostałam żoną, w wieku 17 lat urodziłam pierwsze dziecko, córkę. Mój mąż był kawalerem z pobliskiej wsi. Nie miałam żadnego wyboru, robiłam to, by moja rodzina mogła się jakoś utrzymać. Wiedziałam, że to decyzja mądra, choć nie chciałam jej podejmować. Nie kochałam go, lecz spędziłam z nim życie. To brzmi teraz strasznie, lecz on zawsze traktował mnie z szacunkiem i miłością. Widziałam to w nim. Był dobrym człowiekiem. Na szczęście dziś dziewczyny mogą wybierać sobie kogo tylko chcą. Wybór macie nieograniczony. 

To prawda. Dobrze, to byłoby już wszystko o co chciałam zapytać. Dziękuję Pani Stanisławo za to, ze podzieliła się Pani ze mną cząstką swego życia. Wracanie do tych wspomnień musi być dla Pani wyczerpujące i bolesne. 

Myślę o tamtych sytuacjach codziennie. Podzielenie się nimi daje mi pewnego rodzaju ulgę, mogę je z siebie wyrzucić, więc to ja dziękuję, że ktoś chciał mnie wysłuchać.

Wywiad z Panią Stanisławą przeprowadziła Dominika Popiołek