Maciej Kubak: Droga
Babciu! Chciałbym z Tobą porozmawiać o czasach 2 wojny światowej,
nie chodzi mi tu o wypytywanie w sprawie konkretnych osób, ale ta
rozmowa jest dla mnie bardzo ważna aby zachować wspomnienia z
tamtego okresu. Wywiad ten będzie użyty dla potrzeb projektu „A
gdyby jej nie było”. Ważne jest też, abyś powiedziała czy
zgadzasz się na podpisanie wywiadu swoim nazwiskiem lub czy chcesz
pozostać anonimowa, a także czy wyrażasz zgodę na nagrywanie
wywiadu.
Danuta Kubak: No
dobrze Maciek, wyrażam zgodę i możesz tego użyć do czego Ci jest
to potrzebne.
M: A więc moje
pierwsze pytanie: co się działo poza polem walki?
D: Maciek, ja samego
przebiegu wojny nie pamiętam, ponieważ ja się urodziłam 1946,
czyli już po wojnie, ale różne dzieje tej wojny znam bardzo dobrze
z opowiadań ludzi no i naszej rodziny. Rodzina mojego taty zginęła
w obozie koncentracyjnym w Dachau. Tata byl chory i mieszkaliśmy w
Warszawie, ale było tam bardzo ciężko mieszkać bo nie było
schodów, po drabinie wchodzili. Z tych bocznych trotuarów wyjmowali
ciała ludzkie także strasznie tam było i zrezygnowali z Warszawy,
wyjechali sobie do Szaniaw pod Łukowem i tam zamieszkali, i tam
również mieli różne niedogodności, różne niedobre przygody.
Pewnego razu słyszą w nocy straszne pukanie, mama otwiera, a to
bandyci. Wyprowadzili mamę na dwór i mówili: „Gdzie są
partyzanci?!”, żeby im powiedziała bo jak nie to ją zabiją.
Mamusia się postawiła i mówi: „Co matkę też byś zabił?! Ja
nie wiem gdzie są partyzanci!”. Uwierzyli i dzięki Bogu tak to
się skończyło. Na drugą noc znowu pukanie, otwiera mama bo tata
leżał chory, a tu wojsko, wojsko polskie. Karabiny poukładali i
ucieszyli się bardzo. Ojciec jak mógł tak wstał, prędko poszli
do piwnicy, wyjęli co mieli najlepsze. Poczęstowali swoich i mówił
dowódca, że wojna już się kończy. Jak się wojna skończyła,
znów trzeba było gdzieś wyjechać. Dowiedzieli się o Leopoldowie,
ponieważ tam był taki ksiądz uzdrowiciel i zamieszkaliśmy wszyscy
w Leopoldowie. Było bardzo trudno, kartofli nie można nawet było
kupić, nie było światła, telewizora. Prawie wszystko co nas
żywiło to był las: drzewo na opal, jagody, grzyby zbieraliśmy i
się sprzedawało w Rykach no i tak dzień po dniu szedł. Ale za to
wszyscy byli razem. My pola żeśmy nie mieli, ale pomagaliśmy
ludziom. Jedni u drugich z chęcią robili. Potem wracało się ze
śpiewem, a wieczorami opowiadano różne rzeczy co, gdzie kiedyś
było. U nas w naszym powiecie, w lasach koło Leopoldowa zabito
wszystkich Stachurskich. Potem tutaj na Albanówce były siostry
Wiśniewskie, nawet książkę miałam i czytałam o tym bo to było
o żydach polskich. Ukrywały żydów i Niemcy je za to zastrzelili.
Można by było całą książkę pisać, takiej znajomej brat wrócił
aż z Sybiru. Sam szedł przez całą drogę i wrócił. Także to
wszystko było źle, ale każdy musiał sobie jakoś radzić ze
wszystkim.
M: No dobrze, a jak
radziły sobie rodziny walczących?
D: Rodziny
walczących dziecko, kiedyś rodzinie to strasznie biednie żyła, na
przykład mieli jedną parę butów, szkoły tu nie było, chodzili
do Ryk siedem kilometrów. Ubrania też, wieczorem matka wzięła
tarą wyprała i powiesiła na piec, wyschło. Nie było tak dużo,
zjedzeniem tak samo: zrobili sobie mąki i żyło się biednie, ale
dawali sobie radę bo w Polsce jest ziemia więc wszystko po trochu
przychodziło.
M: A właśnie, czy
były jakieś problemy ze zdobywaniem jedzenia, czy ubrania?
D: Były, ale
pamiętam moja teściowa siała len, robiła same nici, trzymała
owce, z owcy robiła swetry i sami to robili. Nie potrzebne było tak
dużo przebrań. Koszulę na przykład wszyscy mężczyźni mieli z
lnu co i teraz są bardzo zdrowe nie było tak jak teraz tych
sztucznych. Także ludzie
starali się wszystko sami robić. Jak jedni nie mieli to drudzy
pomagali i wszystko tak wspólnie szło.
M: A w jaki sposób
dzieci się mogły uczyć modlitwy, czytania, pisania?
D: Modlitwy to taki
zwyczaj do dziś został u mnie, że pacierz rano i wieczór.
Szczególnie pacierz się mówiło. A modlitwa to była już tak:
przyszedł maj to młodzież, dzieci, cała wieś śpiewało się
pieśni, litanie do matki bożej, przyszedł październik to wszyscy
do kościoła. My mamy kościół w Leopoldowie, stację kolejową
także nasza wieś jest taka troszeczkę w lepszym stanie jak inne
wsie.
M: Dobrze, a jak ludzie zdobywali
informację o osobach, które były na froncie?
D: Nieraz właśnie
ktoś z frontu, przeważnie ustnie, ludzie dowiadywali się jedni
przez drugich, ponieważ z pisma może ktoś tam się dowiedział, to
wszystko rozpowiedział całej wsi, ale to wszystko było potajemnie.
Nie wolno było głośno mówić bo każdy się bał, że go mogą z
powrotem wysłać na ten Sybir.
M: Czy ludzie
nieśli, a jeżeli tak - to jak pomoc partyzantom?
D: Tak, niedaleko
nas są dwa lotniska: w Zadybiu i koło Ułęża. W Zadybiu co wiem
bo kuzyn opowiadał, że lądowały tam samoloty i chłopi w
furmankach z żywnością, z amunicją, wiedzieli gdzie są
partyzanci i rozwozili im furmankami swoimi. Pomagała wieś
partyzantom. Zawsze każdy im z wdzięcznością pomagał. Ale byli
też inni podszywający się pod partyzantów. Były wtedy takie
cżasy, że jak ktoś coś wiedział to nie przekazywał dalej czy
kogoś gdzieś zabito czy co, ale wszyscy dowiedzieli się bo po tylu
latach odkrywają różne miejsca zabójstw, to wszystko i takie
przypowieści starszych ludzi są najpewniejsze bo to nie pisane
tylko ustnie z dziada, pradziada przekazywane jeden drugiemu. Nawet
teraz sąsiadka pojechała tam na groby gdzieś do Stężycy bo
dowiedziała się, że jej kuzyn tam na tablicy jest. Też nie
wiedziała, ale to wszystko upamiętniane jest teraz. I młodzież
garnie się teraz do tej historii, żeby wiedzieć jak kiedyś ciężko
było.
M: No i moje
ostatnie pytanie: jak rodziny radziły sobie z przybyciem okupanta na
okoliczne ziemie?
D: Musiały oddawać
pokoje, przeważnie to pamiętam - były w jednym mieszkaniu
sześcioro dzieci i ten Rosjanin właśnie zajął drugi. Nie byli
złymi ludźmi, dostosowywali się do nas. Nie było tu tak, żeby
nas mordowali.
M: No dobrze,
dziękuję za udzielenie tych informacji, tego wywiadu. Myślę, że
on przekazuje bardzo dużo wartościowych informacji, które pokazać
ludziom co się działo w tamtym okresie. Na razie to wszystko.
Jeżeli pojawi się ten wywiad w blogu wspomnieniowym to Cię babciu
poinformuję, na razie to wszystko, dziękuję za wywiad.
D: Dziękuję i ja.